Zastanawiałam się, czy kontynuować subskrypcję GlossyBox i w dniu, w którym miałam podjąć ostateczną decyzję, niespodziewanie pobrano mi z konta pieniądze za styczniowe pudełko. I w sumie dobrze, bo pudełko jest nie najgorsze.
W końcu uzbierała mi się odpowiednia ilość GlossyDots, więc za grudniowe pudełko nie musiałam płacić. Doceniony został też fakt, że subskrybuję GlossyBox już dość długo i dostałam produkt VIP. W sumie wyszło całkiem niezłe pudełko i jestem zadowolona.
Przyszedł. Po wtopie z poprzednim nie bardzo wiedziałam, czego się spodziewać, ale wygląda na to, że GlossyBox chce nas trochę ugłaskać. Nie trafiła mi się biżuteria (ponoć w stu pudełkach miała być niespodzianka), zawartość jednak w miarę mi się podoba.
W tym miesiącu przewodnim hasłem pudełka jest domowe SPA. W moim egzemplarzu znalazło się sześć produktów. Z paru się ucieszyłam, jeden jest zupełną porażką. Ale po kolei.
Tym razem GlossyBox, korzystając z informacji zawartych w Profilach Piękności, przygotował podobno cztery warianty pudełka. Co znalazło się w moim Glossy?
Właśnie przyszedł. Byłam go ciekawa, bo po fatalnym czerwcowym lipcowy bardzo mi się podobał. Nowe bardzo przypadło mi do gustu. A co się w nim znalazło?
Przyznaję, że po raz pierwszy na GlossyBox czekałam z drżeniem serca. Edycja czerwcowa zupełnie nie przypadła mi do gustu, wiem też, że wiele osób deklarowało rezygnację z subskrypcji. Jednak postanowiłam poczekać i nie żałuję. Zawartość lipcowego pudełka jest świetna. Nie wiem, czy Glossy zareagował na kiepski odbiór czerwcowego pudełka, czy też zawartość lipcowego planowana była już wcześniej. Tak czy siak, jestem zachwycona.
Przyznaję się bez bicia, że kiedy w piątek na jednym z blogów zobaczyłam zawartość czerwcowego GlossyBoxa byłam rozczarowana. Dzisiaj przyszedł mój i spojrzałam na niego nieco przychylniej. NIECO.
W moje ręce trafił dzisiaj kwietniowy GlossyBox. Jeśli zamówiłyście i jeszcze czekacie, a nie chcecie psuć sobie niespodzianki, nie czytajcie dalej! A ciekawskich zapraszam :)