Makijaż :: Dobry zakup – zalotka Inglot
Nie wyobrażam sobie makijażu bez użycia zalotki. Moje rzęsy są co prawda naturalnie lekko podkręcone, ale pomalowane tuszem potrafią smętnie oklapnąć i naprawdę nie wygląda to dobrze.
Jakiś miesiąc temu kupiłam zalotkę INGLOT i jestem z niej zadowolona dużo bardziej niż ze wszystkich dotychczasowych. Tuż przed nią używałam kupionej w promocji zalotki Max Factor, która szybko wylądowała w koszu, bo strasznie się rozklekotała, a gumki zaczęły wyrywać rzęsy. Podobny los spotkał zalotkę Misslyn, która od nowości była dosyć wiotka, ale po jakimś czasie trudno już było jej używać. Przed nimi przez moje ręce przewinęła się cała masa zalotek, tanich i nieco droższych, od Elite po Talikę. Jedyną, która ze mną została, jest mini zalotka MAC, której używam czasem do podkręcenia rzęs w miejscach, których nie łapie standardowa zalotka.
Inglot ma w ofercie dwie metalowe zalotki, wybrałam wersję droższą (36 zł), bo wydała mi się sztywniejsza, a w komplecie ma zapasową gumkę, więc posłuży dłużej. Zalotka jest porządnie wykonana, nie odbiega moim zdaniem od mojej mini MAC. Jest dość sztywna, nie chybocze się, dobrze chwyta rzęsy i ładnie podkręca (to po części oczywiście też kwestia techniki). Trochę zaskoczyło mnie to, jak słabo się otwiera – zaledwie pół centymetra, podczas gdy inne znane mi zalotki otwierały się dwa razy szerzej. Na szczęście nie wpływa to w żaden sposób na komfort używania. Cieszę się, że zdecydowałam się na Inglota, bo rozważałam zakup zalotki MAC.
Używacie zalotki?
Macie swoją ulubioną?
Szukasz informacji o innym produkcie? Skorzystaj z WYSZUKIWARKI u góry strony lub zajrzyj do KATALOGU.
Bez względu na to, jak dany kosmetyk do mnie trafił, opisuję wrażenia z jego stosowania całkowicie szczerze. Pamiętajcie, że siłą rzeczy są to opinie osobiste, więc subiektywne. Nie mogę zagwarantować, że dany kosmetyk sprawdzi się u kogoś innego. Produkty, które przysłano mi do wypróbowania, oznaczam symbolem ★.
Moje rzęsy z natury są podkręcone z czego bardzo się cieszę, bo zalotka zawsze przypominała mi przyrząd tortur ;)
OdpowiedzUsuńMam tak samo :D
UsuńJa nie stosuję zalotki- moje rzęsy są naturalnie długie i odpowiednio podkręcone, staram się też nakładać na nie niewiele tuszu, by nie oklapły :) Zalotka przeraża mnie nieco swoim wyglądem- obawiam się, że ciężko byłoby mi się przekonać do takiej formy stylizacji rzęs.
OdpowiedzUsuńWiesz, sporo zależy od tuszu, nie od jego ilości. Są tusze, które powodują klapnięcie rzęs nawet jeśli nałoży się niezauważalną ilość.
UsuńNie ma powodów, żeby się bać zalotki, szybko można opanować technikę. To tylko tak strasznie wygląda :D
Zgadzam się z tym, że niektóre tusze same w sobie powodują prostowanie się rzęs niezależnie od nałożonej ilości, ale o tym dowiadujemy się niestety w zaciszu domowym po pierwszym użyciu :(
UsuńCo do zalotek zraziłam się niestety... ale może warto spróbować jeszcze raz...?
Zalotki używam codziennie, dlatego też potrzebowałam czegoś porządnego i skusiłam się na Shu Uemura. Jednak polecane mi były również te z Inglota oraz z Maca, które na pewno kupię jak padnie mi SU.
OdpowiedzUsuńShu Uemura to moje marzenie! Zazdroszczę Ci odkąd się tą zalotką pochwaliłaś :) Jak się spisuje?
UsuńJa nabyłam wczoraj nową, zawsze najzwyklejsze, bo nie widzę różnicy :) Zalotka to podstawa!! :)
OdpowiedzUsuńZastanawiam sie ostatnio nad kupnem swojej pierwszej zalotki. Bardzo chcialam ta mini od MACa ale podobno bardzo trudno ja kupic.
OdpowiedzUsuńPewnie skusze sie na inglotowa, tylko jeszcze nie wiem na ktora. Ta czarna wyglada ladniej, jestem ciekawa czy jest miedzy nimi jakas roznica.
Ja właśnie przez długi czas próbowałam upolować standardową zalotkę w krakowskim sklepie MAC, ale wiecznie była wyprzedana, za to połówkę kupiłam bez problemu.
UsuńJeśli chodzi o Inglotowe, pani w sklepie mówiła, że używa tej czarnej i jest zadowolona, mnie jednak bardziej spodobała się ta droższa, bo jest sztywniejsza.
aktualnie jestem w trakcie poszukiwania zalotki więc może i do Inglota mnie teraz zawieje :)
OdpowiedzUsuńA na czym polega fenomen zalotki Shu Uemura i MACa? Jestem ciekawa i sama myślałam nad zakupem tej drugiej, ale naprawdę nie wiem czy warto i czy ma to jakiś sens...? Co sądzicie?
OdpowiedzUsuńWiesz, MAC to MAC, po prostu marka robi wrażenie :) A Shu Uemura? Hm, pewnie też chodzi o to samo. Z drugiej strony o zalotce Shu Uemura słyszałam wiele dobrego i dlatego chciałabym jej kiedyś spróbować. Niemniej Inglot mnie w tej chwili całkowicie satysfakcjonuje :)
Usuńja akurat kupiłam tą tańszą wersję na przetestowanie i też jestem z niej zadowolona. używam jej codziennie już dosyć długo a gąbka dalej jest w porządnym stanie i na pewno jest dużo bardziej wytrzymała niż inne które testowałam. jak ją już zniszczę to pewnie się skuszę na droższą wersję ;)
OdpowiedzUsuńDobrze wiedzieć, że tańsza też jest dobra!
UsuńJa kiedys uzywalam zalotki kupionej w Rossmanie, ale niestety rozleciala sie po kilku miesiacach. Od tamtej pory nosze sie z zakupem porzadniejszego przyzadu do podkrecania rzes, cena oko 30 zl wydaje sie byc rozdadna jak na taki gadzet.
OdpowiedzUsuńRossmannowa nie należy do najbardziej udanych. Lepsza moim zdaniem jest Elite, też do kupienia w Rossmannie, chociaż zdecydowanie polecam Inglotową ;)
Usuńnigdy nie używałam zalotki.. szczerze mówiąc to trochę się jej boje ;p
OdpowiedzUsuńNie ma się czego bać, ale rozumiem Cię, bo też nie było mi łatwo się przekonać, żeby coś takiego do oka zbliżyć :)
UsuńPorównywałam ostatnio zalotkę MACa i Inglota (tę tańszą wersję, z gorszego materiału) i wypadły baaaaaardzo podobnie :) Ja używam zalotki rzadko i uważam, że nie ma sensu przepłacać za MACa.
OdpowiedzUsuńWłaśnie przeczytałam Twoje porównanie. Brawa dla Inglota :)
UsuńUżywałam dawno temu, ale efekt się nie utrzymywał długo, więc zrezygnowałam i jakoś nie żałuję...
OdpowiedzUsuńBardzo dużo zależy od tuszu, którego użyje się po podkręceniu rzęs. Są takie, które rozprostowują rzęsy po pięciu minutach, są również takie, które trzymają podkręcenie cały dzień.
Usuńja rzadko używam zalotek, ale mam tę tańszą z INGLOTA i jestem zadowolona bardzo (jeśli już pójdzie w ruch)
OdpowiedzUsuńNie używam zalotki ale mam ochotę jakąś wypróbować :)
OdpowiedzUsuńPóki co używam termicznej, ale chyba skusze się tez na tradycyjną :)
OdpowiedzUsuńA jaką masz?
UsuńJa używam zalotki z Shiseido, bo moje rzęsy z natury są oklapnięte jednak niemal każdy tusz psuje uzyskiwany efekt (prostuje rzęsy na nowo) :(( dlatego niezbyt często po nią sięgam.. A może po prostu nie umiem używać? Nie wiem :P
OdpowiedzUsuńHm, może u Ciebie sprawdziłby się taki podgrzewany grzebyk, jak ten, który pokazywałam dawno temu: KLIK. Używa się go po pomalowaniu rzęs, trochę rozpuszcza woski zawarte w tuszu i pozwala jakby ukształtować rzęsy. A żeby Shiseido się marnowała to zgroza!!! :P
UsuńNigdy nie używałam zalotki. Tak się zastanawiałam czy warto ;)
OdpowiedzUsuńnie używam, ale myślę nad kupieniem inglotowej i przezwyciężeniu swojego strachu przed wyrwaniem wszystkich rzęs albo wydłubaniem sobie oka :]
OdpowiedzUsuńNie ma się czego bać, jeśli zalotka jest w dobrym stanie technicznym (czyli gumki nie są zużyte) to raczej nic Ci nie grozi ;)
UsuńTeż właśnie chcę kupić i nie mogę się zdecydować czy mac czy inglot, hmmm
OdpowiedzUsuńJa się cieszę, że kupiłam Inglota :D Przeczytaj sobie porównanie u Dominiki: KLIK!
UsuńJa też kupiłam zalotkę Max Factor na promocji, ale tfu tfu odpukać spisuje się u mnie bardzo dobrze. Jednak kiedy nadejdzie jej czas, rozejrzę się za tą Inglotową, bo 100zł za MACowską zalotkę to dla mnie zdecydowanie za dużo...
OdpowiedzUsuńMoja Max Factor od początku była jakaś felerna chyba :(
UsuńJa bardzo lubię używać zalotki, ale nie robię tego codziennie, bo boję się osłabienia rzęs, ale chyba to zmienię... Na razie używam takiej zwykłej z Rossmanna, ale chyba przyjrzę się tej inglotowej :)
OdpowiedzUsuńJa się boję, bo pewnie z moim talentem bym powyrywała sobie rzęsy ;)
OdpowiedzUsuńE tam, wyrwać rzęsy można zalotką ze zużytymi lub zbyt miękkimi gumkami :)
UsuńMoja zalotka leży i się kurzy, bo bardzo systematycznie o niej zapominam ;>
OdpowiedzUsuńZgroza :D
UsuńJa też od niedawna mam zalotkę z Inglota, ale tą czarną wersję i jestem super zadowolona, najlepsza jaką miałam :D Polecam!
OdpowiedzUsuńjakoś nie lubię zalotek... zawsze robię sobie nimi krzywdę... Ale po twoim poście doszłam do wniosku, że może to wina kiepskiej jakości zalotki. Trzeba będzie spróbować :)
OdpowiedzUsuńDobra zalotka plus spokój i opanowanie :)
Usuńużywam, choć nie zawsze jestem zadowolona z efektu jaki udaje mi się uzyskać ;)
OdpowiedzUsuńzastanawiałam się nad zakupem tej mini z MACa - moze ona bylaby dla mnie lepsza
Szczerze mówiąc, używa się jej trudniej niż standardowej i z tego powodu rzadko po nią sięgam.
Usuńja nie jestem co do nich przekonana ;>
OdpowiedzUsuńA czego się konkretnie obawiasz?
Usuńmam droższą wersję Inglota i jestem bardzo zadowolona!
OdpowiedzUsuńJa przy swoim "talencie", wolę nie ryzykować, dlatego nie używam zalotek;)
OdpowiedzUsuńFajnie, że o niej piszesz :) Mam zamiar wymienić moją starą zalotkę z odpadająca gumką na coś lepszego i chyba padnie na inglota :D
OdpowiedzUsuńskoro tak zachwalasz inglotowska to chyba sie na nia skusze bo bardzo balam sie kupic badziew ;-)
OdpowiedzUsuńNaprawdę polecam :)
UsuńNo właśnie, ten efekt!
OdpowiedzUsuńPlanuję kupić zalotkę, ale nie miałam pojęcia jaką wybrać. Czytałam opinie na forach, ale nic mi to nie dało. Dopiero po przeczytaniu Twojego posta wiem, którą kupię :) Bardzo ciekawy, pomocny, rzeczowy post! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam w wolnej chwili do nas,
Asia :)